slow food i aronia losuSpotkanie autorskie z Anną Kamińską w ramach DKK 26 listopada 2012

Książka "Miastowi : slow food i aronia losu" jest zbiorem 21 historii ludzi, którzy po wielu latach egzystencji w wielkim mieście, zdecydowali się na życie na wsi. Opowieść o ich odwadze, pracy i sile w realizacji marzeń, o życiu z pasją i poszukiwaniu sensu. Kim są ludzie, którzy zostawili wszystko: mieszkanie w wielkim mieście, kariery, rodzinę, przyjaciół i przenieśli się z wielkomiejskiej dżungli na wieś? To ekscentrycy? Szaleńcy? Outsiderzy?

Autorka, żeby poznać odpowiedź na pytanie: jak się żyje „miastowym” na wsi – żeby dotrzeć do prawdy – przemierzyła po Polsce tysiące kilometrów. Ta książka inspiruje do wyborów: stylu życia i miejsca do życia, do odważnych decyzji, do zmian.
zakladka

Z okazji pierwszych urodzin DYSKUSYJNEGO KLUBU KSIĄŻKI, życzę wszystkim klubowiczom, odkrywania świata z kart książek, na różne sposoby, poznawania go, by stawał się przyjazny, dzielenia się nim.

Kiedy będziecie chcieli się czegoś nauczyć, nie sięgajcie tylko po książkę, warto z kimś porozmawiać. Jak mawiał Maksym Gorki "Kochajcie książki. One ułatwią Wam życie, po przyjacielsku pomogą zorientować się w pstrej i burzliwej gmatwaninie myśli, uczuć i zdarzeń. One nauczą Was szanować człowieka i samych siebie, one uskrzydlą rozum i serce uczuciem miłości dla świata, dla człowieka".

Dziękuję wszystkim, za wkład w budowanie naszego zespołu, zaangażowanie i obecność na spotkaniach!

Moderator klubu:

Justyna Ambroziak

Recenzja książki "Miastowi" - Robert Frączek

Miastowi. Slow food i aronia losu - Anna Kamińska, czyli: a może by tak rzucić to wszystko i wyjechać...

Któż mieszkając w mieście nie marzy czasem o tym by uciec gdzieś w głuszę. Szukamy jej wyjeżdżając na urlop, męczy nas zabieganie i rytm miasta. Ale nie każdy też ma odwagę by zdecydować się jednak na taki krok, by zostawić wszystko i zaryzykować. Bo zwykle taka decyzja to nie tylko realizacja marzenia i pyk! jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki już jest. To również ciężka praca, aby to nowe gniazdko uwić, wyposażyć, przestawić się na inny rytm życia, wtopić się w lokalną społeczność i o czym nie wolno zapominać: znaleźć nowy sposób na to by ten dom i swoje w nim życie utrzymać na jakimś poziomie...

Książka "Miastowi. Slow food i aronia losu" to 21 historii właśnie takich marzycieli, którzy porzucili rzeczywistość miejską jaką znali, w jakiej się wychowali, żyli. Goniąc za marzeniami, szukając jakiegoś pomysłu na siebie odnaleźli go na wsi - jedni na Mazurach, inni w Bieszczadach, ale okazuje się, że i blisko Warszawy można znaleźć swoje małe szczęście i oddech.

Całość to wywiady, lub też spisane wspomnienia ludzi nieprzeciętnych, ludzi z pasją, którzy nie potrafili pogodzić się z szarością i monotonią harówki dla jakichś korporacji. Okazuje się, że na wsi też można pracować, zarabiać i żyć - większość z bohaterów znalazła jakiś pomysł na siebie, ale i na to by na tym zarabiać. Lepią z gliny, prowadzą gospodarstwa agroturystyczne, gospody, uprawiają na swoich ziemiach np. aronię albo winorośle, pieką chleby, prowadzą stajnie, fotografują, realizują różnego rodzaju warsztaty twórcze itd. I co najważniejsze są szczęśliwi, bo żyją nie tylko wolniej, ale w pięknym otoczeniu, które sprawia, że ludzie są jakoś bliżej siebie, bardziej na siebie otwarci. To również opowieści o miłości - o tym jak bohaterowie tej książki szukali siebie nawzajem, jak potem wspierali się w trudach i znojach np. budowy domu, życia w prowizorce i jak teraz mogą cieszyć się harmonią i poczuciem wykorzystanej szansy. Piękne te opowieści.

I fakt, że wiele z tych osób miało czym ryzykować zarabiając wcześniej spore pieniądze wcale mi nie przeszkadza w tym by ich podziwiać. To nie tylko kaprys bogatych ludzie, ale mam wrażenie, że stoi za tym coś więcej - nawet jeżeli to nie chałupa na wsi, ale pałac i kilkaset hektarów ziemi. Piękne jest też to, że nie tylko sami czerpią radość i ewentualne korzyści z rozkręconych nowych "biznesów" sami, ale starają się angażować ludzi wokół siebie, społeczność lokalną, integrować ją i często uczyć tych ludzi nowego spojrzenia na pracę i możliwość zarabiania (np. bez kogoś kto by pisał projekty i wygrywał dotacje np. na warsztaty lepienia z gliny, czy pieczenia chleba dla młodzieży, pokazywanie dzieciakom ciekawych lekcji byłoby niemożliwe).

Wszyscy bohaterowie przekonują nas, że bliżej natury żyje się lepiej - nie tylko wolniej, ale i jakoś pełniej, bardziej świadomie. A my jesteśmy skłonni się z tym zgodzić, nawet jeżeli z tyłu głowy mamy myśl, że autorka zebrała same historie z happy endem, a w życiu różnie bywa.
To książka nie tylko o życiu na wsi i jego kolorycie, ale przede wszystkim o ludziach, którzy to odkrywali - o zmianie jak w nich zachodziła, o marzeniach, porażkach i o tym jak sobie z nimi radzić.

Krótkie rozdziały, dodatkowo okraszone wieloma zdjęciami z archiwum bohaterów (szkoda, że nie kolorowe!) - naprawdę czyta się i szybko i bardzo przyjemnie! Chyba lepiej czytało mi się rozdziały w formie reportażu, wywiady trąciły mi troszkę sztucznością, ale może to tylko moje subiektywne odczucie.

Najbardziej urzekły mnie dwie historie: o wiejskim dworku, w którym bohaterka by uczcić pamięć swej babci urządza muzeum Lwowa i ziem wschodnich, oraz o Kaczym Bagnie - miejscu, które zrodziło się z doświadczenia Szkoły pod żaglami, a służy tym, dla których rejs jest jedynie marzeniem odległym jak milion w totka.