morfinaSpotkanie DKK 8 grudnia 2014

"Morfina" Szczepana Twardocha to opowieść o człowieku, który usiłuje odnaleźć własną tożsamość, znajduje się pod ogromnym wpływem matki, żony, kochanki. Dzięki rodzinie staje się wielki, lecz stacza się i to co ważne przestaje Go interesować, naród, ojczyzna , Polska.

Wrzesień 1939 roku jest czasem strasznym, jest czasem kiedy ludzkość dotyka okrutna wojna, bohater winien bronić kraju, a tymczasem co robi?, ukrywa się z buteleczką morfiny, by złagodzić lęk, uciec od świata od odpowiedzialności a wreszcie od samego siebie.

Recenzja książki Szczepana Twardocha "Morfina"- Robert Frączek

Za dużo tu wulgarności, nie tylko w opisywanych scenach, ale i w używanym języku. Za dużo natarczywości w zohydzaniu i wyśmiewaniu kolejnych postaci, kpin z patriotyzmu, bohaterstwa, odwagi, nadziei. Rozumiem wszystko - nie ma co udawać, że wojna jest czymś pięknym i wzniosłym, nie ma co udawać, że wrzesień 39 roku nie był klęską, że wszyscy Polacy byli niczym jedno serce i jeden umysł, który myślał tylko o walce za Polskę. Ale czy to musi oznaczać, że wszystko ma być przekreślone i opisane tak, żeby wszystko zanegować?
Twardoch opisuje nam Warszawę i nasz kraj jakby oczyma człowieka "z zewnątrz", który widzi inaczej, może dostrzega to czego nie widzą nasi rodacy. Syn niemieckiego arystokraty i spolszczonej Ślązaczki, sam nie bardzo potrafi do końca powiedzieć kim jest. Aspirował do miana Polaka, ale nie raz dawano mu odczuć, że nie jest do końca akceptowany, sam też nie do końca nie jest przekonany czy jego serce bije w tym samym rytmie. Cynik. Narkoman. Człowiek dla którego największym sensem życia było używanie życia, zabawa.
Gdy wybucha wojna i jego oddział szybko zostaje rozbity, nie dziwimy się nawet, że nie bardzo widzi sens dalszej walki. Cóż zatem pcha go do zaangażowania się w powstające podziemie? Nagły przebłysk i pragnienie zrobienia czegoś dla żony? Jakie wartości są dla niego ważne i za jakie gotów jest walczyć? Wydawało by się przecież, że nie ma już dla niego żadnych świętości. Cóż za przewrotność by do tego by walczyć za Polskę, bohater najpierw musi stać się Niemcem i zostać odrzuconym, wyklętym przez wszystkich.

Ciekawa lektura. Wciągająca. Wkurzająca. Do tego by jednak uznać ją za świetną, porywającą, jest jednak nie tylko zbyt rozwlekle, ale i za dużo rzeczy wiele mnie tu uwierało i przeszkadzało. I po ponad miesiącu od lektury, rzeczywiście nawet to co wtedy wydawało się czymś ważnym, jakąś refleksją czy obrazem, z jakim zostanę na dłużej, teraz blednie bardzo szybko. Może więc jednak zbyt wiele w tym zamierzonego efekciarstwa i kontrowersji, a za mało treści?

Trudno odmówić autorowi talentu do detali, do opisów (np. miasta), ale mieszanie jawy i różnych wizji (sen, narkotyki, alkohol) nie ułatwia lektury i to co zaciekawia na początku, pod koniec staje się trudne do strawienia. Wiele osób zachwycało się nawiązaniami do konkretnych postaci historycznych, które tu spotykamy i jakby w szybkim mrugnięciu flesza możemy dostrzec ich dalsze losy, ale mnie jakoś mało to zainteresowało. Ciekawszy jest to szarpanie się głównego bohatera, ten jego kryzys tożsamości, nie tylko narodowościowej, ale egzystencjalnej. Być mężczyzną. Być artystą. Być Polakiem. Być kimś. W trudnych czasach nie być nikim, nijakim. Być. Tylko jak?