Franciszek Żwirko - lotnik zwycięzca
Warszawa, Bellona Spółka Akcyjna, 2017
W stulecie powstania polskiego lotnictwa zachęcam do przeczytania książki o wybitnym polskim lotniku, pochodzącym z Kresów wschodnich. Franciszek Żwirko urodził się na Wileńszczyźnie w sierpniu 1895. Jego ojciec był pracownikiem kolei, a mama wywodziła się ze średniej szlachty.
Do dziewiątego roku życia Franek związany był z Bieniakoniami, małym miasteczkiem z drewnianymi domkami. Dom Żwirków był bardzo patriotyczny i był ostoją wiary katolickiej. Mama Franciszka była osobą wykształconą, mówiła po francusku, co później, w okresie stalinowskiego terroru, pozwoliło jej przeżyć w łagrze w charakterze nauczycielki dzieci naczelników obozu. W Bieniakoniach, wielonarodowym, kresowym miasteczku rozmawiano po białorusku, litewsku i w jidysz oraz w oficjalnym języku - rosyjskim. Mama Konstancja nie tolerowała w domu innego języka niż polski. Kto przy stole odzywał się nie po polsku... nie dostawał obiadu.
W wieku 11 lat Franek stał się uczniem koedukacyjnej szkoły w Wilnie. Wśród kolegów wyróżniał się śmiałością, sprawnością fizyczną i umiejętnością przewodzenia w grupie. Dziewczynki lubiły go za galanterię i uprzejmość. Powodzeniem cieszyły się organizowane przez Franka zabawy, wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych. Inną pasją Franka był teatr i cyrk... który smakował jak zakazany owoc, bo uczniom nie wolno było oglądać sztuk cyrkowych. Po skończeniu szkoły Franciszek miał już plany – chciał zostać lotnikiem. Rodzice oponowali, ale Franek był zdeterminowany. Bez zgody rodziców podjął naukę w stosownej szkole. W czasie I wojny światowej Franek zdecydował się wstąpić do wojska. Zgłaszając się jako ochotnik miał pewne przywileje np. przysługiwało mu prawo wstąpienia do szkoły oficerskiej, bo miał ukończone siedem klas szkoły realnej, którą skończył w Irkucku z jedną z najlepszych not. Przydzielono go do 27. Pułku Strzelców Syberyjskich w Omsku. Był wymagający jako przełożony, ale był również przyjacielem żołnierzy.
Na front został skierowany w 1916 r., szybko dał się poznać jako odważny oficer. W końcu dostał się do korpusu polskiego gen. Dowbor-Muśnickiego. Już na wstępie miał niezwykłe szczęście wyjścia z obławy bolszewików. Po podpisaniu Traktatu ryskiego rodzina Żwirki znalazła się po sowieckiej stronie kordonu granicznego i właściwie stracił z nimi kontakt. Marzenie o lataniu w końcu ziściło się w wymarzonym 1. Pułku Lotniczym w Warszawie.
Zapraszam do lektury. Książka napisana została językiem bardzo przystępnym i czyta się ją bardzo dobrze.
W wieku 11 lat Franek stał się uczniem koedukacyjnej szkoły w Wilnie. Wśród kolegów wyróżniał się śmiałością, sprawnością fizyczną i umiejętnością przewodzenia w grupie. Dziewczynki lubiły go za galanterię i uprzejmość. Powodzeniem cieszyły się organizowane przez Franka zabawy, wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych. Inną pasją Franka był teatr i cyrk... który smakował jak zakazany owoc, bo uczniom nie wolno było oglądać sztuk cyrkowych. Po skończeniu szkoły Franciszek miał już plany – chciał zostać lotnikiem. Rodzice oponowali, ale Franek był zdeterminowany. Bez zgody rodziców podjął naukę w stosownej szkole. W czasie I wojny światowej Franek zdecydował się wstąpić do wojska. Zgłaszając się jako ochotnik miał pewne przywileje np. przysługiwało mu prawo wstąpienia do szkoły oficerskiej, bo miał ukończone siedem klas szkoły realnej, którą skończył w Irkucku z jedną z najlepszych not. Przydzielono go do 27. Pułku Strzelców Syberyjskich w Omsku. Był wymagający jako przełożony, ale był również przyjacielem żołnierzy.
Na front został skierowany w 1916 r., szybko dał się poznać jako odważny oficer. W końcu dostał się do korpusu polskiego gen. Dowbor-Muśnickiego. Już na wstępie miał niezwykłe szczęście wyjścia z obławy bolszewików. Po podpisaniu Traktatu ryskiego rodzina Żwirki znalazła się po sowieckiej stronie kordonu granicznego i właściwie stracił z nimi kontakt. Marzenie o lataniu w końcu ziściło się w wymarzonym 1. Pułku Lotniczym w Warszawie.
Zapraszam do lektury. Książka napisana została językiem bardzo przystępnym i czyta się ją bardzo dobrze.
KM