Sławomir Cenckiewicz, Adam Chmielecki
Anna Walentynowicz 1929-2010
Warszawa, Instytut Pamięci Narodowej, 2017
Proponuję do przejrzenia album pt. Anna Walentynowicz 1929-2010. Na wstępie możemy się zapoznać z tekstem prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, dr. Jarosława Szarka, w którym zamieszczono fragment wzruszającej dedykacji Zbigniewa Herberta do śp. pani Anny Walentynowicz. Po nim następuje tekst autorstwa prof. Sławomira Cenckiewicza i Adama Chmieleckiego, który zaczyna się bardzo wymownym fragmentem życiorysu bohaterki książki.
Urodziła się na terenach dzisiejszej Ukrainy niedługo przed rozpoczęciem II wojny światowej. Napaść na Polskę, szczególnie drugiego agresora – Związku Sowieckiego 17.09.1939 r., odbiła się mocno na życiu dziesięcioletniej wówczas Ani Lubczyk. Dziewczynka przez Sowietów straciła rodziców i starszego brata. Trafiła do rodziny, która traktowała ją bardzo źle. Ania skończyła zaledwie 4 klasy szkoły podstawowej. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, gdy znalazła się w Warszawie, a potem w Gdańsku, trafiła na krótki czas do domu państwa Gładkowskich. Żyjąc i pracując jako opiekunka ich trzyletniej córeczki, była traktowana nie jak służąca ale jak członek rodziny i tam odzyskała poczucie własnej godności. Dzięki nowym chlebodawcom Anna zyskała również zabezpieczenie na dalsze życie. Po przeprowadzce państwa Gładkowskich do Torunia „odziedziczyła” po nich pokój w suterenie.
Istnieje inna wersja pierwszych lat życia Anny Walentynowicz. Według niej urodziła się w rodzinie ukraińskiej. Nie ma jednak dostatecznie mocnych dowodów na prawdziwość tej wersji.
Pierwszą stałą pracę Anna Walentynowicz podjęła w 1950 r. jako pakowaczka margaryny w Zakładach Przemysły Tłuszczowego „Amada” w Gdańsku. W listopadzie tamtego roku rozpoczęła kurs dla spawaczy i została przyjęta do Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Początkowo była zauroczona nowym ustrojem. W czasie zlotu młodych w Berlinie przejrzała jednak na oczy. Po powrocie oddała legitymację ZMP. Anna pracowała bardzo rzetelnie, zarabiała przyzwoite pieniądze ale kosztem zdrowia i życia rodzinnego. W 1952 r. była już samotną matką wychowującą synka – Januszka. Życie płynęło meandrami - wielkim szczęściem okazało się dla niej małżeństwo z Kazimierzem Walentynowiczem, kolegą ze Stoczni. Dwa lata później ze względu na zdrowie zmieniła pracę - zaczęła pracę w stoczni jako operatorka urządzeń dźwigowych, czyli suwnicowa. Ze swojego naiwnego zaangażowania w komunizm Anna wyleczyła się działalnością w wolnych związkach zawodowych wybrzeża 1
Serdecznie zapraszam do lektury proponowanej książki, do przejrzenia wielu interesujących fotografii w niej zamieszczonych.
Urodziła się na terenach dzisiejszej Ukrainy niedługo przed rozpoczęciem II wojny światowej. Napaść na Polskę, szczególnie drugiego agresora – Związku Sowieckiego 17.09.1939 r., odbiła się mocno na życiu dziesięcioletniej wówczas Ani Lubczyk. Dziewczynka przez Sowietów straciła rodziców i starszego brata. Trafiła do rodziny, która traktowała ją bardzo źle. Ania skończyła zaledwie 4 klasy szkoły podstawowej. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, gdy znalazła się w Warszawie, a potem w Gdańsku, trafiła na krótki czas do domu państwa Gładkowskich. Żyjąc i pracując jako opiekunka ich trzyletniej córeczki, była traktowana nie jak służąca ale jak członek rodziny i tam odzyskała poczucie własnej godności. Dzięki nowym chlebodawcom Anna zyskała również zabezpieczenie na dalsze życie. Po przeprowadzce państwa Gładkowskich do Torunia „odziedziczyła” po nich pokój w suterenie.
Istnieje inna wersja pierwszych lat życia Anny Walentynowicz. Według niej urodziła się w rodzinie ukraińskiej. Nie ma jednak dostatecznie mocnych dowodów na prawdziwość tej wersji.
Pierwszą stałą pracę Anna Walentynowicz podjęła w 1950 r. jako pakowaczka margaryny w Zakładach Przemysły Tłuszczowego „Amada” w Gdańsku. W listopadzie tamtego roku rozpoczęła kurs dla spawaczy i została przyjęta do Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Początkowo była zauroczona nowym ustrojem. W czasie zlotu młodych w Berlinie przejrzała jednak na oczy. Po powrocie oddała legitymację ZMP. Anna pracowała bardzo rzetelnie, zarabiała przyzwoite pieniądze ale kosztem zdrowia i życia rodzinnego. W 1952 r. była już samotną matką wychowującą synka – Januszka. Życie płynęło meandrami - wielkim szczęściem okazało się dla niej małżeństwo z Kazimierzem Walentynowiczem, kolegą ze Stoczni. Dwa lata później ze względu na zdrowie zmieniła pracę - zaczęła pracę w stoczni jako operatorka urządzeń dźwigowych, czyli suwnicowa. Ze swojego naiwnego zaangażowania w komunizm Anna wyleczyła się działalnością w wolnych związkach zawodowych wybrzeża 1
Serdecznie zapraszam do lektury proponowanej książki, do przejrzenia wielu interesujących fotografii w niej zamieszczonych.
KM
1. Por. s. Cenckiewicz, A. Chmielowski, Anna Walentynowicz(1929-2010), Warszawa 2017, s. 19