Kołyma: Polacy w sowieckich łagrach
wybór tekstów i redakcja merytoryczna Sebastian Warlikowski
Warszawa, Zona Zero, 2019
Kołyma – grupa obozów pracy przymusowej, znajdująca się w krainie wiecznego mrozu, gdzie przez prawie 10 miesięcy trwa zima. Nazwę swoją zawdzięcza najdłuższej rzece w tamtym rejonie, w dorzeczu której położone były wspomniane obozy. Kołyma to synonim śmierci, powolnego umierania i innego świata, gdzie nie obowiązują żadne reguły.
Choć temat książki jest bardzo trudny, to jednak zachęcam do jej przeczytania, bo jest kopalnią wiedzy historycznej, przyrodniczej, obyczajowej. Książka zawiera niepublikowane drukiem relacje tych, którzy przeżyli białe piekło sowieckich łagrów dalekiej północy. Pokazane są w niej również reprodukcje listów, pamiątek i dokumentów, które pozostały w archiwach.
W rozdziale pt. Białe piekło zamieszczono wstrząsającą historię kobiety i jej rodziny. Leonarda Obuchowska, skazana na 10 lat łagru i 5 lat pozbawienia praw, zesłana do Magadanu za związki z AK opisuje okropności, które działy się z rozkazu Stalina i ludzi jego pokroju. Porażające jest, moim zdaniem, wspomnienie już samej wieloetapowej podróży do Magadanu. W samych obozach pracy przymusowej żołnierzy AK traktowano najgorzej.
W rozdziale pt. Kraina złotego cielca autor wspomnień, lekarz Bronisław Radomski pisał, że Kołyma jest tak rozległa, że można jej terytorium porównać do obszaru Francji, Belgii i Holandii razem wziętych. W czasie długich, niezwykle uciążliwych transportów z obozu do obozu ukazywał się widok olbrzymiego terenu zaludnionego głównie więźniami mieszkającymi w łagrach.
Bardzo ciekawe są wspomnienia opisujące metody zwalniania łagierników i ich późniejsze losy, kiedy byli zdani tylko na samych siebie. Z przedstawionymi sytuacjami nie może się w żaden sposób równać żadna współczesna szkoła przetrwania.
Ciekawe spostrzeżenia dotyczą urzędników sowieckich, którzy mieli psychopatyczną skłonność do pastwienia się nad ludźmi, choć tym okres kary już minął, np. ukrywali przed zesłanymi pozwolenia powrotu do kraju.
Bronisław Radomski, wspominając powrót z Magadanu do Polski w 1955 r., opisał niezwykłą przygodę na morzu. Pasażerowie sowieckiego statku „Feliks Dzierżyński” przeżyli sztorm tylko cudem. Statek nie zatonął ponieważ marynarze... nałożyli tzw. plaster na dziurę powstałą w wyniku zderzenia statku z jakimś obiektem.1
Aby jakoś wytrzymać katorżniczą pracę przy wydobyciu złota czy rudy wolframu „bardzo dużo modliłyśmy się, zwłaszcza w więzieniu, wszystkie razem. Pamiętam, że gdy skończyła się wojna, ale my nie wiedziałyśmy jeszcze, co oznaczają te strzały i okrzyki, to Nela Kozak się modliła: >>Matko Boska, jeśli to nasi, to im dopomóż, a jeśli to znowu jakieś bandy, to niech ich szlag trafi<<. Były w tym wszystkim momenty, w których zaśmiewałyśmy się do łez. Nie można było się załamać, to było najgorsze”.2
KM
1. Por. Kołyma: Polacy w sowieckich łagrach: wspomnienia i dokumenty, wyb. tekstów i red. merytoryczna Sebastian
2. Tamże, s. 325