Wieczór poezji Wisławy Szymborskiej w ramach DKK 7 maja 2012
Szymborska uznawana jest za jedną z najwybitniejszych (obok Herberta i Miłosza), postaci w grupie polskich poetów. Szczególna wartość jej poezji, została podkreślona przez przyznanie poetce w 1996 r. Nagrody Nobla.
Wiersze Szymborskiej uchodzą za proste, ale jednocześnie przesiąknięte głębokim intelektualizmem. Poetka nie sili się na górnolotny język, nawiązuje bezpośredni kontakt z czytelnikiem. Jednocześnie porusza jednak sprawy ważne, filozoficzne, refleksje związane z egzystencją człowieka i jego miejscem w świecie – ukazane z perspektywy biologicznej, historycznej, politycznej.
Mówi się o niej, że była prywatna, kameralna. Nagradzana i podziwiana godnie broniła swojej przestrzeni, nie pozwoliła się wcisnąć w kostium celebrytki. Uparcie wymykała się z narzuconych jej ról: autorytetu od wszystkiego, filozofa w spódnicy. Ona odeszła, ale teksty pozostały.
Szymborska unikała jednoznacznych odpowiedzi, dlatego jej wiersze są trudne do interpretacji i każdy rozumie słowa autorki na swój sposób. Spośród utworów interpretowanych na spotkaniu - Dyskusyjnego Klubu Książki, chciałabym wyróżnić dwa wiersze: „Wietnam” i „Kot w pustym mieszkaniu”. Równocześnie gratuluję Krzysztofowi Kachniarzowi, za ciekawą analizę tekstu i dziękuję Joli Grabowskiej, która udostępniła prywatne zbiory o poetce.
Wiersze Wisławy Szymborskiej
Wietnam
Kobieto, jak się nazywasz? - Nie wiem.
Kiedy się urodziłaś, skąd pochodzisz? - Nie wiem.
Dlaczego wykopałaś sobie norę w ziemi? - Nie wiem.
Odkąd się tu ukrywasz? - Nie wiem.
Czemu ugryzłaś mnie w serdeczny palec? - Nie wiem.
Czy wiesz, że nie zrobimy ci nic złego? - Nie wiem.
Po czyjej jesteś stronie? - Nie wiem.
Teraz jest wojna musisz wybrać. - Nie wiem.
Czy twoja wieś jeszcze istnieje? - Nie wiem.
Czy to są twoje dzieci? - Tak.
Kot w pustym mieszkaniu
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.