Spotkanie DKK 28 stycznia 2013
Mario Vargas Llosa w "Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki", nie daje odpowiedzi, na istotne z punktu widzenia bohaterów pytania: dlaczego miłość dojrzewa wśród tak trudnych doświadczeń, dlaczego cierpienie może sprawiać przyjemność i ostatecznie, dlaczego tak mało o sobie wiemy?
Mamy tu opowieść o niegrzecznej dziewczynce, czy raczej kobiecie fatalnej, którą spotyka młody Ricardo. Książka opisuje ich burzliwą, trwającą ponad 50 lat miłość widzianą oczami mężczyzny, schodzą się i rozchodzą, w życiu spotkają się nieraz. Tylko na chwilę, trwającą czasem dłużej, czasem bardzo krótko.
Llosa jak zwykle potrafił mistrzowsko zbudować otoczkę wokół właściwej akcji. Czytelnikowi przyjdzie poznać Limę, Tokio, Madryt, Paryż i Londyn, miasta w zupełnie różnych momentach historii XX wieku. Autor opisał historię miłości, inspirującej, toksycznej i perwersyjnej, która nadaje życiu jedyny sens. Jednocześnie bezlitośnie go odbiera. Odbiera również zdrowy rozsądek. Przedstawia naturę człowieka: instynkt, seks, namiętność (również duchową), fanatyzm. Wszystko to kształtuje nasze relacje. Miłość „idealnego, świętego” mężczyzny do zgniłej femme fatale. Miłość jak narkotyk.
Opowieść, która porusza, hipnotyzuje, zmusza do uważnej i zachłannej lektury. Do ostatniej strony nie można przewidzieć zakończenia tej niezwykłej książki. Mottem historii, mogłoby być stwierdzenie, że „Zepsuta kobieta należy do tego rodzaju istot, których mężczyźni nigdy nie mają dosyć”.
Recenzja książki: "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Robert Frączek
Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki - Mario Vargas Llosa, czyli a miało być kontrowersyjnie.
Ech, a miało tym razem na DKK być kontrowersyjnie. Spodziewałem się tego dreszczu podniecenia i wypieków na twarzy jak w latach licealnych gdy czytało się Marqueza albo Rotha. A tu nic.
No dobra, troszkę żartuję, oczywiście że inaczej czyta się pewne rzeczy jak ma się lat naście, a inaczej jak ma się lat dzieści. Ale rzeczywiście w całej tej historii więcej jest szalonej fascynacji i ślepej miłości niż porywających uniesień i nurzania się w ekstazie. Jeżeli więc ktoś skuszony tytułem szuka czegoś w rodzaju 50 twarzy Greya, to niech sobie lepiej tę książkę daruje. Ale jeżeli szukacie nie tylko perwersji, marzeń i fantazji erotycznych, ale czegoś do poczytania to Llosa będzie jak znalazł. Podobno to jedna z jego lżejszych powieści, ale jak dla mnie to tylko zachęta by pogrzebać kiedyś w bibliotece i poszukać innych tytułów. DKK spełnił więc jak najbardziej swoje zadanie podsuwając kolejny ciekawy tytuł (a rozmowa nam się całkiem żywo potoczyła m.in. na temat tego czego tak naprawdę kobiety poszukują).
Na ile w tej powieści Llosa umieścił jakieś elementy autobiograficzne trudno stwierdzić, zwykle umieszczając losy swoich bohaterów na tle określonych wydarzeń ze swego kraju bawi się z czytelnikiem karząc mu się domyślać co jest fikcją, co prawdą, a co jego autorskim komentarzem np. do bieżącej sytuacji politycznej. Tu nie dość, że bohater mieszkając przez wiele lat w Europie wciąż obserwuje to co dzieje się w Ameryce Południowej, to w dodatku m in. para się piórem (choć raczej tłumaczeniem, a nie pisarstwem).
Jakby zamknąć całą fabułę w kilku zdaniach i Wam nie zdradzić wszystkiego. Śledzimy losy Ricarda od wieku lat nastu, gdy na ulicach swego rodzinnego miasteczka poznaje uroczą i bardzo pociągającą dziewczynę, aż do chwili gdy dojrzały człowiek po 50-tce próbuje spojrzeć za siebie i przemyśleć pewne rzeczy. Tamta szczenięca miłość o dziwo wpłynie na całe jego życie. Wydawało się, że gdy będzie już dorosły, gdy wyjedzie do Europy na studia i w poszukiwaniu pracy, ten obraz sprzed lat szybko wyblaknie, ale gdy tylko ją znów zupełnym przypadkiem spotka w Paryżu zauroczenie i fascynacja wybuchnie z nową siłą. Tyle że wybranka jego serca wciąż będzie go traktowała trochę jak miłą przystań na chwilę, zabawkę którą można się pobawić i porzucić.
To historia toksycznej i bardzo ciekawej relacji między tym dwojgiem, wiecznego szarpania się Ricardo, odrzucenia, powrotów, nadziei, uniesienia, chwil szczęścia i momentów totalnego rozbicia. Choć to on nam opowiada całą historię, w centrum jego i naszej uwagi wciąż będzie stała ona - niegrzeczna dziewczynka, której pragnienia, marzenia, potrzeby wciąż będą popychać ku szalonym działaniom i choć widzimy ją coraz bardziej rozkwitającą, przeczuwamy, że ku coraz większej destrukcji. Czy boi się przywiązania, a może nudy? Czy pragnie jedynie pieniędzy, czy może jednak po prostu tego żeby w jej życiu się coś działo?
Femme fatale i ten chudopachołek, jak go nazywała, który wciąż mimo wszystko będzie jej pragnął i ją kochał...
Powieść o miłości, szaleństwie i o szczęściu. To chyba jedna z refleksji jaka mi została - ile pragniemy, potrzebujemy do tego by być szczęśliwi?
Pikanterii, a raczej pewnego rodzaju niepokojącego erotyzmu rzeczywiście troszkę tu jest, ale nie za dużo i na pewno nie wulgarnie. To raczej plus niż minus powieści. A w tle mamy losy Peruwiańczyków w kraju i na obczyźnie, trochę obrazków ze zmian społecznych do jakich dochodziło na przełomie lat 60-80 (więc też ciekawie). Czy to wielka literatura? Raczej nie (tak czuję), ale mimo wszystko uważam to powieść ciekawą i dojrzałą (młody autor chyba by takiej nie napisał).
Czyta się zadziwiająco lekko i to nie tylko nie żałuję lektury, ale i chętnie bym sobie postawił tą pozycję na półce by do niej kiedyś wrócić (aż żal że na razie mam ją tylko na półce wirtualnej, czyli w formie e-booka - bo to takiej samej frajdy mi nie daje).