Spotkanie DKK 17 lutego 2014
Markus Zusak w jednym z wywiadów powiedział, że podczas dorastania słuchał opowieści o III Rzeszy, bombardowaniu Monachium i Żydach przechodzących przez małe miasteczko, w którym żyła jego matka. Te opowieści zainspirowały go do napisania "Złodziejki książek".
O tragediach II wojny światowej pisać nie jest łatwo. A już z pewnością nie jest to prosta sprawa, jeśli książka skierowana ma być do grona młodych czytelników.
Rok 1939. Dziesięcioletnia Liesel mieszka u rodziny zastępczej w Molching koło Monachium. Jej życie jest naznaczone piętnem ciężkich czasów, w jakich dorasta. A jednak odkrywa jego piękno - dzięki wyjątkowym ludziom, których spotyka, oraz dzięki książkom, które kradnie.
Autor doskonale rysuje portrety bohaterów, dbając o szczegóły i wyjaśniając motywy ich postępowania. Jednak nie tu ukryty jest fenomen książki. Najpiękniejszym zabiegiem, jaki uczynił Zusak jest próba oswojenia czytelnika ze śmiercią. Jak to robi? Czyni śmierć narratorem całej opowieści.
Recenzja książki: "Złodziejka Książek" Robert Frączek
Złodziejkę odkładałem długo, choć nawet ją kiedyś bratankowi kupiłem, zachęcony pozytywnymi recenzjami. Teraz niestety mogłem tylko wysłuchać, pewnie wiec troszkę straciłem z tego klimatu, który tworzą ilustracje (dziś je przejrzałem) i specyficzna narracja książki. Po prostu znalezienie jej w bibliotekach zakrawa na cud. Wszelkie moje marudzenie zrzućcie więc w razie czego na to, że to jednak trochę "gorsza" wersja książki - nie papierowa, a wiadomo, że przy słuchaniu czasem uwaga się rozprasza.
Tyle się nasłuchałem - że to arcydzieło, że wzrusza, że najważniejsza książka w życiu, a ja tu z ciekawością, ale bez wielkich zachwytów i bez łez...
Mam wrażenie, że chyba już "za stary" jestem na takie bazujące na emocjach pozycje, nie działają na mnie. Może gdybym przeczytał to 25 lat temu? Zbyt wiele lektur za mną traktujących o tragedii II wojny światowej wprost, aby teraz poruszyło coś co jest zaledwie delikatnym zasygnalizowaniem jej okrucieństwa. Nie mówię, że to wada. Przemieszanie różnych obrazów i scen realistycznych (marsze żydów przepędzanych przez miasto, głód, bieda, naloty) z życia niemieckiego miasteczka oraz na poły baśniowej opowieści snutej przez śmierć, uważam za pomysł ciekawy i udany. Tyle, że to zbyt mało, by "poruszyć" emocje.
Ciekawe byłoby spytać na co zwracają uwagę młodzi czytelnicy. Czy bardziej na wojenną otoczkę, los żydów, okropność wojny i naigrywanie się z Hitlera, który pociągnął naród w piekło, czy może jednak na postać i psychikę głównej bohaterki, jej relacje, jej miłość do książek. W końcu to właśnie poprzez dziewczynkę, jej wrażliwość, jej zapiski, poznajemy te wszystkie wydarzenia. Nie jest to więc książka dokumentalna, historyczna, a raczej opowieść o dojrzewaniu, o przyjaźni, o tym czy można pozostać dobrym człowiekiem w trudnych czasach.
Trzeba przyznać, że mimo mało skomplikowanej fabuły, książka ma w sobie jakaś magię. Ciekawy pomysł na narrację prowadzoną przez śmierć, liczne dygresje, wybieganie do przodu, sny i fantazje - to wszystko sprawia, że trudno się przy tym nudzić. Na pewno trudno też nie polubić niektórych postaci - choćby obojga przybranych rodziców Liesel. To wszystko zaliczam na plus, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to książka trochę zbyt infantylna, zbyt prosta jak dla dorosłych czytelników. Można oczywiście zachwycać się poetyckimi porównaniami, kolorami, symboliką, których tu nie brakuje, ale mimo wszystko nazywanie tego arcydziełem to spora przesada.
Dla młodzieży jednak rzecz na pewno warta polecenia. Kto wie, może i oni pokochają SŁOWA i odkryją ich moc, podobnie jak bohaterka będą z nich czerpać, a potem również dawać nadzieję, siłę, wiarę.
Gdy najpierw myślałem nad podtytułem książki to pierwsze skojarzenie było: co daje siłę by przetrwać najgorsze. W przypadku bohaterów "Złodziejki książek" były to właśnie lektury. Czytane w nocy by odpędzić koszmary, czytane w schronie przeciwlotniczym, czytane przy stole rodzinnym, przy łóżku chorego, we własnym kąciku w piwnicy... Przynoszące zapomnienie, radość, ale i jak się okazuje siłę do tego by trwać, by się nie poddawać.
A i Wy przeczytajcie. Sprawdźcie sami. I zachęcam by to zrobić przed/zamiast obejrzeniem filmu. Pewnie napiszę o nim jeszcze w tym tygodniu, ale uwierzcie - nie umywa się do powieści Zusaka.