Spotkanie DKK 20 sierpnia 2018
W wakacyjne sierpniowe popołudnie w gronie uczestników Dyskusyjnego Klubu Książki omówiliśmy powieść Dirka Kurbjuweita "Strach". Poznajemy Randolpha, głównego bohatera, jego rodzinę oraz relacje z sąsiadem Panem Tiberiusem. Sąsiad wydaje się być sympatycznym człowiekiem do chwili, kiedy zaczyna wysyłać listy do żony Randolpha, jedna osoba a potrafi zniszczyć życie całej rodziny. Nasuwa się wtedy pytanie, jak dobrze znamy swoich sąsiadów i jakie relacje z nimi mamy. W książce został poruszony problem, który przewija się latami czyli konflikt sąsiedzki.
W wakacyjne sierpniowe popołudnie w gronie uczestników Dyskusyjnego Klubu Książki omówiliśmy powieść Dirka Kurbjuweita "Strach". Poznajemy Randolpha, głównego bohatera, jego rodzinę oraz relacje z sąsiadem Panem Tiberiusem. Sąsiad wydaje się być sympatycznym człowiekiem do chwili, kiedy zaczyna wysyłać listy do żony Randolpha, jedna osoba a potrafi zniszczyć życie całej rodziny. Nasuwa się wtedy pytanie, jak dobrze znamy swoich sąsiadów i jakie relacje z nimi mamy. W książce został poruszony problem, który przewija się latami czyli konflikt sąsiedzki.
Recenzja książki "Strach" - Robert Frączek
Strasznie dziwna książka, która ku mojemu zaskoczeniu wzbudziła spore emocje na naszym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki. Dziwna, bo moim zdaniem przegadana, naładowana dygresjami nic nie wnoszącymi do fabuły. Ba, zbudowana tak, że wszystko wiemy praktycznie od początku, spodziewamy się pewnych rozwiązań, a potem jedynie mamy je podane na tacy... Czemu zatem zaciekawiła sporo osób i wywołała dyskusję? Ano chyba ze względu na to, że uruchomiło nam się sporo przemyśleń na temat tego na ile postawa bohatera, jest charakterystyczna dla mieszkańca Europy i na ile może doprowadzić do upadku naszej cywilizacji. Grubo, nie?
Ale w czym tak naprawdę rzecz?
Co byście zrobili, gdyby w kamienicy w której mieszkacie, jeden z sąsiadów nagle zaczął zaczepiać Waszą żonę, czyniąc jakieś niestosowne, dwuznaczne uwagi? Starszy już pan, trochę obleśny, więc możecie być spokojni - to nie zazdrość Wami kieruje. Nawet jeżeli próbujecie go ignorować, on nie daje Wam spokoju, tym razem atakując Was oboje i oskarżając o to, że molestujecie Wasze dzieci.
I co? Rozmowy nic nie dają, żadne prośby, tłumaczenia, próby obrony. Ignorować też nie potraficie, a poczucie bycia obserwowanym i podejrzewanym, rośnie w Was z dnia na dzień. Do czego to może to doprowadzić?
Randolph Tiefenthaler znalazł się właśnie w takiej sytuacji. Niby nic się wielkiego nie dzieje, ale oboje czują się coraz bardziej osaczeni, nie widzą wyjścia z sytuacji. A system nie potrafi im pomóc, prawo jest bezradne.... Bohater relacjonuje nam jak powoli sytuacja wokół konfliktu z sąsiadem się zaognia, ale opowiada jednocześnie o swoich relacjach z żoną, z dziećmi, wspomina dzieciństwo... Dygresji sporo, ale jeden temat mocno wysuwa się na pierwszy plan - fakt, iż bohater nienawidzi przemocy i broni palnej. Dlatego tak zdecydowanie wzdryga się na myśl o zakończeniu sprawy siłą, co niektórzy mu podsuwają jako najlepsze rozwiązanie. Mają na to wpływ jakieś traumatyczne wydarzenia z domu rodzinnego (ojciec jest pasjonatem broni palnej), ale on po prostu jest dzieckiem swojej epoki - rozbrojenia, pacyfizmu i wiary w to, że człowiek powinien załatwiać wszystko w sposób "cywilizowany", że agresja nie jest mu potrzebna. Ciekawe np. jest pytanie jakie dostaje na komisji wojskowej: co by zrobił gdyby mając możliwość skorzystania z broni, zareagowałby gdyby jego ukochaną gwałcili napastnicy. On naprawdę wierzy w to, że tego by nie zrobił, aby nie złamać swoich przekonań... Czy to nie czyni nas bezbronnymi ofiarami jakichkolwiek ataków, czy nie stajemy się śmieszni? Z drugiej strony każdy z nas pewnie doświadczył tego jak trudno czasem zapanować nad emocjami, nad złością... Gdy w pobliżu jest broń, dzieli nas jedynie wtedy mały krok od jej użycia.
Rozumiecie teraz skąd tyle pytań i dyskusji na temat tej książki? To nie jest thriller, w którym byłoby jakieś napięcie, a raczej dramat psychologiczny, pozwalający na przyglądanie się bohaterowi i jego emocjom i przemyśleniom, a wreszcie i decyzjom. Lektura trochę mnie drażniła lakonicznością w momentach moim zdaniem istotnych i rozpisywaniem się autora na tematy drugorzędne. Ale na pewno się ją zapamiętuje.
Strasznie dziwna książka, która ku mojemu zaskoczeniu wzbudziła spore emocje na naszym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki. Dziwna, bo moim zdaniem przegadana, naładowana dygresjami nic nie wnoszącymi do fabuły. Ba, zbudowana tak, że wszystko wiemy praktycznie od początku, spodziewamy się pewnych rozwiązań, a potem jedynie mamy je podane na tacy... Czemu zatem zaciekawiła sporo osób i wywołała dyskusję? Ano chyba ze względu na to, że uruchomiło nam się sporo przemyśleń na temat tego na ile postawa bohatera, jest charakterystyczna dla mieszkańca Europy i na ile może doprowadzić do upadku naszej cywilizacji. Grubo, nie?
Ale w czym tak naprawdę rzecz?
Co byście zrobili, gdyby w kamienicy w której mieszkacie, jeden z sąsiadów nagle zaczął zaczepiać Waszą żonę, czyniąc jakieś niestosowne, dwuznaczne uwagi? Starszy już pan, trochę obleśny, więc możecie być spokojni - to nie zazdrość Wami kieruje. Nawet jeżeli próbujecie go ignorować, on nie daje Wam spokoju, tym razem atakując Was oboje i oskarżając o to, że molestujecie Wasze dzieci.
I co? Rozmowy nic nie dają, żadne prośby, tłumaczenia, próby obrony. Ignorować też nie potraficie, a poczucie bycia obserwowanym i podejrzewanym, rośnie w Was z dnia na dzień. Do czego to może to doprowadzić?
Randolph Tiefenthaler znalazł się właśnie w takiej sytuacji. Niby nic się wielkiego nie dzieje, ale oboje czują się coraz bardziej osaczeni, nie widzą wyjścia z sytuacji. A system nie potrafi im pomóc, prawo jest bezradne.... Bohater relacjonuje nam jak powoli sytuacja wokół konfliktu z sąsiadem się zaognia, ale opowiada jednocześnie o swoich relacjach z żoną, z dziećmi, wspomina dzieciństwo... Dygresji sporo, ale jeden temat mocno wysuwa się na pierwszy plan - fakt, iż bohater nienawidzi przemocy i broni palnej. Dlatego tak zdecydowanie wzdryga się na myśl o zakończeniu sprawy siłą, co niektórzy mu podsuwają jako najlepsze rozwiązanie. Mają na to wpływ jakieś traumatyczne wydarzenia z domu rodzinnego (ojciec jest pasjonatem broni palnej), ale on po prostu jest dzieckiem swojej epoki - rozbrojenia, pacyfizmu i wiary w to, że człowiek powinien załatwiać wszystko w sposób "cywilizowany", że agresja nie jest mu potrzebna. Ciekawe np. jest pytanie jakie dostaje na komisji wojskowej: co by zrobił gdyby mając możliwość skorzystania z broni, zareagowałby gdyby jego ukochaną gwałcili napastnicy. On naprawdę wierzy w to, że tego by nie zrobił, aby nie złamać swoich przekonań... Czy to nie czyni nas bezbronnymi ofiarami jakichkolwiek ataków, czy nie stajemy się śmieszni? Z drugiej strony każdy z nas pewnie doświadczył tego jak trudno czasem zapanować nad emocjami, nad złością... Gdy w pobliżu jest broń, dzieli nas jedynie wtedy mały krok od jej użycia.
Rozumiecie teraz skąd tyle pytań i dyskusji na temat tej książki? To nie jest thriller, w którym byłoby jakieś napięcie, a raczej dramat psychologiczny, pozwalający na przyglądanie się bohaterowi i jego emocjom i przemyśleniom, a wreszcie i decyzjom. Lektura trochę mnie drażniła lakonicznością w momentach moim zdaniem istotnych i rozpisywaniem się autora na tematy drugorzędne. Ale na pewno się ją zapamiętuje.