Okładka książki “Dziewczyna, kobieta, inna” autorstwa Bernardine Evaristo. Spotkanie DKK 16 stycznia 2023
 
Bardzo lubię dobrze skomponowane mozaiki, zarówno w sztukach wizualnych jak i literaturze. Książka Bernardine Evaristo jest taką barwną mozaiką, w której każdy element zahacza o sąsiedni. Składowymi są tu historie 12 kobiet, w różnym wieku, na różnych szczeblach drabiny ekonomicznej. Wspólnym mianownikiem - kolor skóry i Wielka Brytania, jako kraj zamieszkania (przynajmniej na pewnym etapie życia).

Okładka książki "Halibut na księżycu" Davida Vanna. Spotkanie DKK 19 grudnia 2022
 
Bardzo żałuję, że nie mogłam uczestniczyć w spotkaniu DKK dotyczącym książki "Halibut na księżycu" Davida Vanna. Z krótkich komentarzy uczestników po spotkaniu wnioskuję, że zdecydowanie dyskutowałabym!

Fabularnie książka opowiada o przyjeździe głównego bohatera, Jima, do swojego rodzinnego miasta w Kalifornii, jego spotkaniach z rodzina, znajomymi, odwiedzaniu miejsc znanych z przeszłości. Nie jest dla nikogo z otoczenia Jima tajemnicą, że jest on w głębokim kryzysie psychologicznym. Kolokwialnie powiedziałabym, że "odkleja się" od życia, a ta podróż jest też obrazem ostatnich wysiłków najbliższych ludzi, aby go w tym życiu utrzymać. Jim też jest brutalnie szczery w kwestii swojego stanu i postrzegania świata, a do tego mówi na ten temat sporo, czym łamie pewne tabu i ściąga na siebie w najlżejszym wydaniu konsternację i niedowierzanie otoczenia.

Za prostą fabułą, obejmującą czasowo kilka dni, kryje się gigantyczny ładunek emocjonalny, czego trzeba mieć świadomość sięgając po tę książkę. To podróż na samo dno ludzkiego życia, bez cenzury. Może ostrzega nas o tym ciężarze już sam tytuł, bo halibut żyje przy dnie zimnych, wysoko zasolonych wód, na głębokościach nawet do 2500 m i rzadko wypuszcza się w górne partie wód. Nie ma tu ciepła i światła nadziei. Paradoksalnie dociąża tę lekturę sprawne pióro Vanna i mocno przejrzysty styl. Obraz jest przez to wyraźny i przekonujący. David Vann musi być wytrawnym nurkiem głębinowym literatury, żeby zapuścić się w takie mroki ludzkiej natury i wypłynąć bez szwanku na powierzchnię. Na pewno sięgnę po coś jego autorstwa, ale z dużą ostrożnością. "Halibut na księżycu" zdecydowanie powinien mieć adnotację "trigger warning".
Agata Lipko
Okładka książki Łukasza Barysa „Kości, które nosisz w kieszeni”. Spotkanie DKK 21 listopada 2022
 
Przy okazji omawiania książki Łukasza Barysa, odkryłam nowy ciekawy aspekt Dyskusyjnego Klubu Książki. Idąc na spotkanie nie byłam przekonana do tej pozycji, ale po pierwszych krytycznych uwagach pod jej adresem, gładko weszłam w rolę obrończyni i entuzjastki. Przyczyna tej zaskakującej metamorfozy nadal stanowi dla mnie tajemnicę :) Jednak parę miesięcy po lekturze wciąż mam żywo w pamięci świat i postaci z "Kości, które nosisz w kieszeni".

Światem w ujęciu geograficznym są tu Pabianice, ale przedstawione nie tylko przez pryzmat miejsca - architektury, ale i różnych wydarzeń; tych prawdziwych, tych trochę zmodyfikowanych i zupełnie fikcyjnych, przez co owo miasto stanowi bardziej kolejną postać, niż miejsce akcji. Czasowo, świat, w którym toczy się akcja, to ostatnia dekada naszego wieku (jeżeli akcją można nazwać proces dorastania), ale z licznymi spojrzeniami w mniej i bardziej odległą przeszłość. Świat w końcu to nieustanne wzajemne przenikanie się życia i śmierci, w stopniu tak intensywnym, że aż przyprawia miejscami o dyskomfort.

Narratorka, nastolatka Ula, ucieka od uciążliwości codziennego życia, trudnych relacji rodzinnych, biedy i wynikającego z niej uczucia niedopasowania w szkole w świat umarłych. Fantazjuje o nich i przebywa na cmentarzach znacznie częściej, niż jest to przewidziane przez normę dla młodej dziewczyny. Wszystkie postacie z otoczenia Uli i te stworzone przez jej wyobraźnię poznajemy z jej punktu widzenia, przez pryzmat śladów, które odcisnęły w jej wrażliwości. Dlatego nie jestem do końca przekonana czy to bohaterowie wszystkich planów są barwni, czy to filtr Uli jest tu kluczowy, to na co patrzy i jak patrzy.

Narracja powieści nie jest to mocno osadzona w realiach – prosty język miesza się tu z błyskotliwymi metaforami, prostolinijność z przenikliwością a naiwność z dojrzałością. Przeplatają się zatem aspekty, które zazwyczaj oddzielamy grubą kreską, jak życie od śmierci.

Choć miałam po lekturze lekki "dołek", spowodowany wrażeniem niemożności wyrwania się Uli z zaklętego kręgu biedy i braku perspektyw, w czasie naszej klubowej dyskusji naszła mnie myśl, że z taką umiejętnością łączenia świata realnego z wizjami, jawy ze snem, dziewczyna może mieć w przyszłości spore szanse na literacki Paszport Polityki ;) Warto przeczytać "Kości, które nosisz w kieszeni" Łukasza Barysa, chociażby dla dużej niebanalności wybranej przez autora narracji i fantastycznego języka.

Agata Lipko
Okładka książki "Zimowla" Dominiki Słowik. Spotkanie DKK 17 października 2022
 
Podczas październikowego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki uczestnicy dyskutowali o książce "Zimowla" Dominiki Słowik.

Coś jest z tymi pszczołami…To już druga w tym roku (po "Bezmatku") książka w naszym DKK z fachowym terminem pszczelarskim w tytule. Zimowla to po prostu okres zimowania pszczół, czyli czas między ostatnim jesiennym a pierwszym wiosennym oblotem tych owadów. Jak to określenie ma się do treści książki, czyli wydarzeń w Cukrówce, małej miejscowości na południu Polski, z lokalnym muzeum z wątpliwej jakości zbiorami, kościołem gdzieś w centralnej części oraz mieszkańcami często hmm.. odbiegającymi od szeroko pojętej normy, o których krążą niestworzone historie? Może odnosi się do czasu ujętego w powieści - specyficznego okresu przejściowego, pomiędzy zmierzchem socjalizmu a rozpędzaniem się na dobre kapitalizmu? Czasu trudnego, w którym każda jednostka stara się jakoś sobie radzić. Czasu, który nie wszyscy przetrwają, tak jak nie wszystkie osobniki w pszczelej społeczności wylecą wiosną z ula. W 2005 roku, kiedy to w Cukrówce dzieją się dziwne rzeczy, narratorka ma około 17 lat, więc sama socjalizmu nie pamięta. Jednak ten czas uformował jej rodzinę: babcię i rodziców, siłą rzeczy więc odciska też piętno na głównej bohaterce. Dużo w "Zimowli" bardzo barwnych postaci i przedziwnych, niepokojących lokalnych sytuacji, ale też sporo odniesień do ważnych wydarzeń w skali kraju. Indywidualne, "małe" istorie w wirze wielkiej historii, a wszystko to nieco zatarte przez czas, wybiórczą pamięć, nastoletnie spojrzenie. Ale też, co może przekonać do podejścia do tej słusznej rozmiarowo powieści, sporo tu urzekającego humoru (kury babki Sareckiej to od czasu lektury "Zimowli" mój ulubiony bohater zbiorowy ;)), a całość jest napisana dosyć oszczędnym i błyskotliwym
językiem (liczba stron odzwierciedla raczej bardziej mnogość wątków a nie rozbudowanie opisów). Ponownie muszę podkreślić, że moja pozytywna ocena tej pozycji książkowej zdecydowanie nie jest oceną reprezentatywną DKK :) Oj, burzliwie dyskutowaliśmy o "Zimowli".
Polecam, tak jak większość uczestników dyskusji, przeczytać tę powieści po "Empuzjonie" Olgi Tokarczuk. Myślę, że ta kolejność miała wpływ na nasze intensywnedebaty nad zakończeniem, które dla swojej książki wybrała Dominika Słowik.
Agata Lipko
Okładka książki "Empuzjon" Olgi Tokarczuk. Spotkanie DKK 19 września 2022
 
Na wrześniowym spotkaniu uczestnicy dyskutowali o książce "Empuzjon" Olgi Tokarczuk.

Lubicie gotować? Znacie to uczucie, kiedy tuż po przyrządzeniu potrawy, mimo mnóstwa wrzuconych tam składników i intensywnych przypraw smak wydaje się płaski? Ale, hej, tyle doświadczenia, tyle odcinków Masterchefa za wami, wiecie, że danie potrzebuje trochę postać, żeby aromaty połączyły się, przegryzły i finalnie stworzyły znacznie bardziej złożoną kompozycję.
Po przeczytaniu "Empuzjonu" Olgi Tokarczuk już wiem, że takie doświadczenie jest możliwe także przy zetknięciu z literaturą. Tuż po skończeniu lektury czułam przede wszystkim… irracjonalną pustkę. Irracjonalną, bo przecież było w tej powieści tyle wyrazistych, smakowitych elementów.
Jakbym była na pokazie, w trakcie którego iluzjonista wrzuca mnóstwo rekwizytów do cylindra: puchatego białego królika, garść szklanych kulek, czarnego szpaka, skórzany pasek, różową piłkę, potem macha nad nim, odwraca, potrząsa i nic z cylindra nie wypada.
Na szczęście skończyłam lekturę "Empuzjonu" dwa dni przed spotkaniem DKK , bo gdybym miała mniej czasu, mogłabym przyjść rozczarowana pustym cylindrem. Ale te dwa dni wystarczyły aby elementy "Empuzjonu" roztoczyły swoje aromaty, dotarły, wymieszały się z moimi wewnętrznymi "składnikami" i żeby ostatecznie z cylindra wyleciał paw – rozłożył swój wielobarwny ogon i potrząsnął swoją fascynująco dziwaczną małą główką.
Na naszą dyskusję szłam już zachwycona, ale muszę zaznaczyć, że byłam ze swoim entuzjazmem w mniejszości (choć nie osamotniona) – było wśród klubowiczów jedno "nieprzebrnięcie" z powodu znudzenia, lekkie przytłoczenie językiem, głosy: "bywały lepsze Tokarczuk" - tu osobiste wyznanie – "Empuzjon" to moja pierwsza powieść naszej noblistki.
Akcja "Empuzjonu" rozgrywa się tuż przed pierwszą wojną światową w Görbersdorfie (dzisiejszym Sokołowsku – tak, książkę można czytać z rozłożoną mapą), gdzie młody student Politechniki Lwowskiej przybywa leczyć gruźlicę w słynnym sanatorium. Start kuracji ma niezbyt przyjemny - codzienny porządek zostaje zakłócony śmiercią (wszystko wskazuje, że samobójczą) żony prowadzącego uzdrowisko Wilhelma Opitza. To wydarzenie staje się przyczynkiem do dysputy między pozostałymi, bardziej zaawansowanymi wiekowo kuracjuszami na temat kobiet, ich natury i roli w społeczeństwie (ciężko w to uwierzyć, ale te wypowiedzi nie są fikcją literacką). Ale to nie śmierć Klary Opitz stanowi tu realizację zapowiedzi gatunkowej z podtytułu powieści ("horror"), dalej jest coraz mroczniej. Chociaż nie wiem, czy nie najmroczniejsze nadal są tu zakamarki ludzkich umysłów, a najbardziej chowane przed światłem, prywatne sekrety. Ale bardzo dużo też wrażliwości i czułego spojrzenia na ludzi i przyrodę.Jakiś czas temu usłyszałam o winach niepodróżujących, czyli takich, które pite gdzieś na wyjeździe zachwycają aromatem, zaś kupione w sporych ilościach i przywiezione do domu, nie smakują, jak na miejscu. Wtedy następuje rozczarowanie - smak w warunkach domowych nie umywa się do tego w warunkach wyjazdowych, bo dużą część aromatu zbudowały nasz nastrój, wrażenia, otoczenie podczas kosztowania trunku. Parafrazując, "Empuzjon" jest książką niepodróżującą w kontekście pór roku. Przynależy do wilgotnej, szybko ściemniającej się, pochmurnej jesieni. Czytany w tych warunkach, pozwoli spojrzeć na otaczającą rzeczywistość trochę inaczej. W gorące lato czy rześką wiosnę straci mnóstwo swojego uroku. Czytajcie, póki jest odpowiednia aura : )
Agata Lipko